"Niczyje życie ani mienie nie może być bezpieczne, kiedy obraduje parlament."
Czy kapitalista może być zbawiony
Krytyczne wypowiedzi Jezusa Chrystusa przeciw bogaczom i o bogactwie, potępienie przez katolicyzm lichwy oraz jego dystans wobec handlu i bankowości, walka XIX-wiecznego liberalnego państwa z religią oraz Kościołem, weberowska teza o protestanckim patencie na kapitalizm - wszystko to sprawia, że szeroko przyjęła się teza o odwiecznym konflikcie katolicyzmu z kapitalizmem.
Półprawda ta jest zarazem całym fałszem. Jest przy tym nieprawdą szczególnie niebezpieczną w kraju takim jak nasz, katolickim i nie znającym kapitalizmu, niezamożnym oraz będącym wstanie głębokiego kryzysu gospodarczego i kulturowego. Ów stereotyp o nieusuwalnym konflikcie, pogłębia kryzys oraz spycha Kościół na pozycje ideologicznego sporu, zmuszając go do atakowania wolnego rynku, snucia marzeń o „trzeciej drodze” pomiędzy kapitalizmem i socjalizmem lub o chrześcijańskim socjalizmie z „ludzką twarzą”.
Rozważania o Kościele i kapitalizmie nie są więc dziś w Polsce debatą akademicka. Od określenia relacji kapitalizmu z katolicyzmem w istotny sposób zależeć będzie kształt polskiego Kościoła, gospodarki i państwa.
Jeżeli przez kapitalizm rozumieć system społeczno - gospodarczy dzielący społeczeństwo - jak chciał Marks - na dwie antagonistyczne klasy, właścicieli nastawionych na zysk oraz najemną siłę roboczą, to owemu kapitalizmowi Kościół będzie się zawsze przeciwstawiał. Takie społeczeństwo jest zbudowane bowiem na nienawiści, a jego życie redukuje się do darwinowsko pojmowanej ekonomii. Sto i więcej lat temu, ten opis Marksa był sporym uproszczeniem , ale nie karykaturą.
Istniał ongiś taki kapitalizm, który żerował na najtańszej pracy , pracy dzieci, a tydzień pracy miał ponad 60 roboczogodzin; kapitalizm, w którym biznesmeni zrzeszali się zgodnie z naturalnym prawem, a robotnicy tworzyli antypaństwową konspirację. Na szczęście, dziś takiego kapitalizmu prawie nie ma, a straszliwe dysproporcje, które można jeszcze oglądać w Trzecim Świecie, są spowodowane przede wszystkim przez mieszaninę feudalizmu z socjalizmem.
We współczesnym świecie kapitalizm - to system ekonomiczny oparty na własności prywatnej i wolnej przedsiębiorczości. Nie jest to system idealny, ale bardzo skuteczny ( w półwieczu 1840-1890 realne zarobki robotników prawie się podwoiły, a w ciągu następnego stulecia wzrosły siedmiokrotnie ). Zupełnie inna jest w nim rola państwa - od modelu amerykańskiego, aż po kontrowersyjny model szwedzki - które ma spore możliwości , by dbać o dobro wszystkich obywateli. Inna jest struktura własności, niezmiernie dziś zdemonopolizowanej i najczęściej posiadającej międzynarodowy charakter. Inne są stosunki społeczne, bez porównania bardziej egalitarne niż kiedykolwiek niż kiedykolwiek w przeszłości. Zamazał się też podział na właścicieli oraz kupowaną przez nich siłę roboczą. Dyrektorzy najczęściej nie są właścicielami przedsiębiorstw, właściciele pracują w swoich zakładach. Pracownicy mają nieskrępowane prawo do zrzeszania się, a konsumenci realne prawo do obrony swoich interesów. Podstawowym czynnikiem produkcji jest nie własność ziemska, ani nawet własność środków produkcji, lecz człowiek - jego kwalifikacje, pracowitość, umiejętność współpracy i zdolność do twórczego myślenia.
W Polsce, w której spuścizna po realnym socjalizmie krzyżuje się z ideologicznym liberalizmem, nie mamy doświadczenia z kapitalizmem współczesnym. Mamy bezkrytyczne marzenia lub atawistyczne obawy.
Przemiany nowoczesnego kapitalizmu nie oznaczają wcale, że stanie się on automatycznie panaceum na polskie bolączki. Jestem jednak przekonany o słuszności tezy przeciwnej. Bez demokratycznego kapitalizmu nie przestaniemy grzęznąc w niewydolnej etatystyczno - postsocjalistycznej gospodarce, będziemy mieć archaiczne rolnictwo, fatalną służbę zdrowia, kiepski system edukacji i stały odpływ najbardziej twórczych umysłów za granicę.
Przed Europą Środkowo-Wschodnią staje zatem z całą mocą fundamentalne pytanie : czy można powiedzieć, że klęska komunizmu oznacza zwycięstwo kapitalizmu jako systemu społecznego i że ku niemu winny zmierzać kraje, które podejmują dzieło przebudowy gospodarczej i społecznej?
Pytanie to jest dosłownym cytatem z ostatniej encykliki Jana Pawła II, a odpowiedź, jakiej papież udziela, warta jest posłuchania przez wszystkich. Na kartach „Centesimus annus” Jan Paweł II pisze: „Odpowiedź jest oczywiście złożona. Jeśli mianem „kapitalizmu” określa się system ekonomiczny, który uznaje zasadniczą i pozytywną rolę przedsiębiorstwa, rynku, własności prywatnej i wynikającej z niej odpowiedzialności za środki produkcji, oraz wolnej, ludzkiej inicjatywy w dziedzinie gospodarczej, na postawione wyżej pytanie należy z pewnością odpowiedzieć twierdząco.... Ale jeśli przez „kapitalizm” rozumie się system, w którym wolność gospodarcza nie jest ujęta w ramy systemu prawnego, wprzęgającego ją w służbę integralnej wolności ludzkiej i traktującego jako szczególny wymiar tejże wolności, która ma przede wszystkim charakter etyczny i religijny, to wówczas odpowiedź jest zdecydowanie przecząca”.
Papież pisze więc o dwóch kapitalizmach. Jednym, systemie nie objętym regulacją prawną i redukującym wolność ludzką do swobody działań gospodarczych oraz drugim, w którym wolny rynek i prywatna własność pomagają urzeczywistnić odpowiedzialność oraz twórcze działania wolnych ludzi. Ten pierwszy, papież zdecydowanie odrzuca, drugi wyraźnie popiera.
Podstawowym pytaniem katolików, a dziś zwłaszcza katolików polskich, nie jest wiec problem: czy kapitalizm da się w ogóle połączyć z nauczaniem społecznym Kościoła? Papież nie pozostawia w tej materii żadnych wątpliwości. Istotne natomiast pozostaje pytanie: jak uruchomić energię społeczną i jakie stworzyć instytucje, by powstał w Polsce kapitalizm, lub też „ekonomia przedsiębiorczości”, „ekonomia rynku” czy wolna ekonomia”, które będą sprzyjały rozwojowi twórczych i odpowiedzialnych jednostek, budowały pracowite i obywatelskie społeczeństwo?
Maciej Zięba
Życie Warszawy, nr 117, 19 maja 1992 r.