"Ekonomista z Chicago uczy się jak funkcjonuje gospodarka, a nie jak ma być sterowana."
ANTYPLACEBO
Polska potrzebuje zmian na miarę przełomu lat 80.tych i 90.tych. Coraz więcej środowisk obwieszcza nieuchronny koniec III RP i nawołuje do budowy IV Rzeczypospolitej. Rewolucyjnych zmian oczekują nawet organizacje biznesmenów. Nieefektywność obecnego systemu polityczno gospodarczego staje się bezdyskusyjna. Wyznacza ją blisko 20 procentowy poziom bezrobocia, powszechny lęk o jutro i jeszcze w większym stopniu, powszechne przekonanie, o wszechogarniającej Polskę korupcji.
Zanim to się stało, obywatele w wyborach 2001 roku zawierzyli z jednej strony hasłom potanienia funkcjonowania państwa, usunięcia barier dla przedsiębiorczości i wizerunkowi partii menedżerów z drugiej, hasłom podatku liniowego. Bardzo szybko okazało się, że podział polityczny jest wysoce umowny i nie ma tak naprawdę większego znaczenia. Ani rząd ani opozycja nie są w stanie pojąć powagi sytuacji i przedsięwziąć działania, które byłyby w stanie odwrócić tragiczny bieg spraw w naszym kraju.
Przede wszystkim...grupy interesów
Sam fakt istnienia „programowego sporu” między czołowymi członkami rządu jest dowodem, że nastąpiła dekompozycja jednego z kluczowych ośrodków władzy w naszym kraju. Zanim tak jawnie do tego doszło, rząd nie był w stanie zrealizować swoich głównych programów:Przede wszystkim przedsiębiorczość czy Pierwsza praca. Przez miesiące opowiadano społeczeństwu jak te i inne programy rządu będą odmieniać naszą rzeczywistość. Tak się stać nie mogło. Programy zawierały propozycje trzecio, czy nawet czwartorzędnych rozwiązań. Nawet ich ograniczony zasięg, nieistotny dla powagi sytuacji, nie został wprowadzony przez rząd, mający wówczas trwałą większość w parlamencie. Oznaczało to koniec nawet dla nieśmiałych prób modyfikacji systemu. Ustąpiły one propozycjom zmian, już jawnie odpowiadającym grupom interesów.
Przypadek
Zarówno rząd jak i opozycje cechuje intelektualna impotencja w zrozumieniu fenomenu cudu gospodarczego z przełomu lat 80.tych i 90.tych. Byliśmy lepsi od Irlandii. Nasz kraj miał po ok. 7 procent wzrostu gospodarczego trzy lata z rzędu i to bez niczyjej pomocy. To nie był przypadek. Wszystko osiągaliśmy własnymi siłami. Jedynym naszym kapitałem były miliony rąk gotowych do ciężkiej pracy i wolność. W ciągu kilku lat przeskoczyliśmy epokę. Nie rozumienie tego co zaszło wówczas w Polsce, uniemożliwia i rządowi i opozycji stworzenie programu, który byłby w stanie sprostać powadze obecnej sytuacji.
Wola i wiara
Rząd stoi przed bliską koniecznością sfinansowania sukcesu kopenhaskiego oraz wzbierającą i coraz bardziej kumulującą się falą bezrobocia. Programy czołowych ministrów są próbą odpowiedzią na tak uświadomione sobie przez rząd wyzwania. Niestety, mimo nawet dość znaczących różnic, żaden z nich nie jest w stanie rozwiązać najważniejszego w sensie gospodarczym, politycznym i moralnym problemu, jakim jest bezrobocie. Bezrobocie jest jedynie błędem ludzkim. Błędy można naprawić o ile się jest w stanie pojąć ich źródło.
To, czym dysponowaliśmy tworząc cud gospodarczy Polski, wolność i pracę reglamentuje się arbitralnymi decyzjami i obciąża wysokimi podatkami. Praca w naszym kraju obłożona jest podatkiem akcyzowym tak wysokim jak na wódkę, papierosy czy benzynę. Jedyne dobro, które jest w stanie tworzyć bogactwo naszego narodu jest haniebnie dyskryminowane a w sensie ekonomicznym ogranicza się w ten sposób popyt na pracę.
Nie ma obiektywnych przeszkód, które dałyby się w sensie empirycznym wyodrębnić, aby nasz kraj, nie mógłby się normalnie rozwijać. Te, które istnieją wynikają z działalności elity politycznej, która nie jest w stanie rozwiązywać już jakichkolwiek problemów kraju.
Bez woli politycznej, której zabrakło już wcześniej przy skromniejszych programach oraz wiary w słuszność i sens sprawowania władzy proponowane programy to antyplacebo.
Andrzej Sadowski, Centrum im. Adama Smitha