Centrum im. Adama SmithaPierwszy Niezależny Instytut w Polsce od 16 września 1989 roku

Pryncypia i imponderabilia

Miała to być dyskusja o perspektywach i szansach branży IT w Polsce w 2003 roku, w świetle przewidywanego na ok. 3 proc. wzrostu gospodarczego. Ale rozmowa potoczyła się inaczej, bo trudno mówić o szansach pojedynczej branży, gdy cały system polityczny i gospodarczy kraju wymaga gruntownej strukturalnej przebudowy. To bardzo ważne problemy z punktu widzenia branży informatycznej, która jak żadna inna zarówno współtworzy wzrost gospodarczy, jak i karmi się nim.

W dyskusji udział wzięli (w porządku alfabetycznym): Ireneusz Dąbrowski, wiceprezes Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji; Andrzej J. Piotrowski, ekspert centrum im. Adama Smitha i Andrzej Sadowski, wiceprezydent centrum im. Adama Smitha oraz redaktorzy Stanisław Stanuch i Andrzej Siłuszek.

Andrzej Siłuszek: - Ministerstwo Finansów w budżecie na ten rok założyło, że tempo wzrostu produktu krajowego brutto wyniesie 3,5 proc. Niezależni eksperci swoje prognozy zamykają w przedziale 2,5 -3 proc. Zakładając, że wzrost PKB wyniesie 3 proc. spróbujmy ustalić, jak to może się przełożyć na wzrost przychodów branży IT.

Andrzej Sadowski: - Skoro średnia szacunków tempa wzrostu gospodarczego w tym roku wynosi 3 proc., to pewnie taki właśnie będzie... na szkolną trójkę. Wszyscy chcielibyśmy, żeby ten rok był lepszy od poprzedniego, ale niestety jest niewiele przesłanek upoważniających do takiego wniosku. W mojej ocenie to, czy będziemy mieli wzrost gospodarczy na poziomie 3,5 proc., jak twierdzi wicepremier Kołodko, czy 2,5 proc., jak sądzi większość niezależnych ekspertów, nie ma żadnego znaczenia i świadczy tylko o stagnacji gospodarczej w kraju. Trzeba pamiętać, że nasz kraj rozwijał się już w tempie 7 proc. rocznie przez trzy lata z rzędu i to bez wliczania do produktu krajowego pokaźnej szarej strefy. Polska była już drugą Irlandią i dlatego nie możemy teraz szansy powrotu niewielkiego wzrostu PKB traktować jako sytuacji dobrej i radośnie ogłaszać końca recesji.

Żeby Polska miała szanse dogonić w ciągu kilku dziesięcioleci najsłabsze kraje Unii Europejskiej, to musi przez wiele lat rozwijać się w tempie powyżej 7 proc. rocznie. Tymczasem politycy, i to nie tylko sprawujący teraz władzę, ale i z opozycji, nie są w stanie zidentyfikować źródeł ówczesnego polskiego sukcesu gospodarczego. A to była przede wszystkim przedsiębiorczość, która teraz w Polsce jest systemowo prześladowana. Ogłoszono wprawdzie program wspierania przedsiębiorczości, ale zaproponowano w nim rozwiązania trzecio-, a nawet czwartorzędne. W ten sposób nie zmieni sytuacji gospodarczej w naszym kraju, nie spowoduje, że przedsiębiorcy będą chcieli zakładać firmy.

Andrzej Siłuszek: - Rząd twierdzi, że tylko znaczący wzrost PKB może dać nowe miejsca pracy.

Andrzej Sadowski: - Jeżeli mamy teraz w Polsce bezrobocie przekraczające 20 proc. (liczone wg standardów europejskich), to nie można oczekiwać, że rynek nagle się odmieni, bo zależność jest całkowicie odwrotna niż ta, którą politycy proponują. Ludzie nie pracujący nie tworzą dóbr, nie świadczą usług, nie tworzą wartości dodanej. Jeżeli w budżecie na ten rok zakłada się, że bezrobocie będzie na podobnym poziomie jak w roku 2002, to znaczy, że ta armia ludzi nadal nie będzie nic tworzyła, a więc żadnych dóbr nam nie przybędzie.

Ci ludzie nie będą pracować z bardzo prostej przyczyny - w Polsce koszty pracy, od połowy lat 90. radykalnie się zwiększyły. Przedsiębiorca za każdy tysiąc zł, które wypłaca pracownikowi do tak zwanej ręki, musi zapłacić państwu dodatkowo jakieś 900 zł. Koszt pracy jest dla polskiego przedsiębiorcy bardzo dotkliwym obciążeniem, a to powoduje, że nie powstają nowe etaty. Mamy do czynienia już nie z podatkiem, ale z bardzo wysoką akcyzą, jak na paliwo czy żywność.

Podam przykład, może trochę odległy, ale pokazujący, jak nawet niewielką podwyższą akcyzy doprowadzono do załamania na rynku. Poprzedni rząd wprowadził zwiększoną akcyzę na samochody i to po dwóch latach doprowadziło do kilkudziesięcioprocentowego spadku sprzedaży. Zestawiając ten fakt z kosztami pracy mamy wytłumaczenie rosnącego bezrobocia. Przypomnę, że w szczytowym momencie transformacji gospodarczej, właśnie na początku lat 90., pracę straciło miliony osób, w zasadzie z dnia na dzień. I wówczas w szczytowym momencie bezrobocie sięgało 15 proc. Dzisiaj wedle tej samej normy mamy już 18 proc. ludzi bez pracy, a według standardów Unii Europejskiej ok. 20 proc.

Niestety, nic nie wskazuje na to, że polskie przywództwo polityczne jest w stanie te problemy zidentyfikować. A niski, zbyt niski, wzrost gospodarczy wynika właśnie z samego braku identyfikacji problemu. Negocjacje z Unią Europejską postrzegam jako próbę przerzucenia problemu na barki Zjednoczonej Europy. To nie jest strategia szukania przyszłości dla kraju, to jest strategia zrzucenia odpowiedzialności na Unię. W Unii można być i drugą Irlandią, którą już byliśmy, i drugą Grecją, którą możemy być. Wszystko zależy od jakości rozwiązań systemowych w naszym kraju. Niestety, jakość tych rozwiązań jest skandalicznie niska.

Ireneusz Dąbrowski: - W nawiązaniu do wypowiedzi pana Sadowskiego - ja zadam inne pytanie: - czy polskie elity polityczne chcą zidentyfikować te problemy, czyli przyczyny sukcesu i przyczyny porażek. I dalej - czy po trafnym zdiagnozowaniu sytuacji rząd będzie miał wystarczająco dużo dobrej woli i siły, żeby przełożyć to na konkretne działania. Nie spodziewam się jakiejś znaczącej poprawy ekonomicznej w roku 2003, w stosunku do roku 2002. To, czy branża IT będzie rozwijała się lepiej czy gorzej, w dużej mierze zależy od czynnika emocjonalnego, czyli od skłonności do zakupów i do nowych inwestycji. Takie decyzje są swoistym probierzem optymizmu. Niestety, wszystkie badania pokazują, że z optymizmem w naszym społeczeństwie jest kiepsko.

Nie sądzę więc, że rok 2003 będzie znacząco odbiegał od roku 2002, zarówno na plus jak i na minus. Będzie to dalszy ciąg gospodarczej wegetacji, dryf, jak w łodzi pozbawionej napędu i steru. Od wielu lat prowadzę własną firmę i z całą odpowiedzialnością stwierdzam, że wszystkie aspekty obowiązującego prawa pracy są dla pracodawcy bardzo uciążliwe. Moja firma, Tech Data, w roku 2002 wykonała obrót bardzo zbliżony do wyniku z roku 2001, ale przy zatrudnieniem o 10 proc. mniejszym. Jeżeli nie będzie dodatkowych czynników wzrostu, to niestety bezrobocie będzie gwałtownie rosło, bo w czasie stagnacji do prostego odtworzenia przychodów, potrzeba coraz mniej ludzi.

Spodziewam się więc wzrostu bezrobocia nawet wówczas, gdy wzrost PKB wyniesie ponad 3 proc. rocznie. Już dawno ekonomiści dowiedli, że bezrobocie zaczyna się zmniejszać dopiero przy wzroście gospodarczym ponad 5 proc. rocznie.

Andrzej Siłuszek: - Mamy więc sytuację w pewnym sensie patową – wzrost gospodarczy jest hamowany wydatkami socjalnymi, ukrytymi zarówno w budżecie, jak i w kosztach pracy. Jeśli rząd zwolni pracodawców z części obciążeń socjalnych, to będzie musiał je wziąć na siebie, czyli wrzucić do budżetu. To zwiększy i bez tego ogromną dziurę budżetową do granic bezpieczeństwa państwa. Nie widzę też możliwości zmniejszenia świadczeń socjalnych, bo one i tak są już na niebezpiecznie niskim poziomie i grożą wybuchem społecznym. Jakie jest wyjście z tej sytuacji?

Andrzej Sadowski: - To już jest inne zagadnienie. Mamy w Polsce do czynienia z genetycznie wadliwym budżetem, od samego początku przemian gospodarczych. To bardzo poważny problemem i obawiam się, że obecna klasa polityczną nie będzie w stanie go rozwiązać. Budżet na rok 2003 mógł być budżetem zmienionej już struktury finansów publicznych, a nie jest.

Andrzej J. Piotrowski: Polski budżet przypomina mi zabawę w budowanie perpetum mobile. Ono nie chce się kręcić, więc ktoś je popycha, ale popycha energią wewnętrzną, więc w którymś momencie to musi stanąć.

Andrzej Sadowski: - Polska nie ma dużych obciążeń socjalnych. To jest mit, który politycy próbują nam wmówić, żeby mieć wytłumaczenie, że ze względu na duże obciążenia socjalne nie są w stanie wykonać żadnych działań racjonalizujących sytuację. A prawda jest taka, że większość środków jest wydawana poza budżetem państwa poprzez system agencji i te pieniądze są poza kontrolą ministra finansów. To jest efekt wadliwej struktury politycznej, bo pieniądze transferuje się do agencji, które są lennami już nawet nie partii, ale niektórych polityków, którzy dysponują nimi wedle własnego uznania.

Nasz budżet państwa tym różni się od budżetów cywilizowanych krajów, że tam minister finansów w dowolnej chwili może powiedzieć, jaki jest stan kasy państwa, jakie są obciążenia, jakie są aktywa, jakie są pasywa. U nas dopiero pod koniec roku okazuje się, że np. szpitale są zadłużone na 10 miliardów. To zadłużenie rośnie przez cały rok w różnych obszarach sektora publicznego i jest poza kontrolą władzy. Jako Centrum im. Adama Smitha od dawna postulowaliśmy, już przy tworzeniu konstytucji, żeby system finansów publicznych był zintegrowany, żeby wszystkie fundusze były pod kontrolą parlamentu, żeby były w gestii ministerstw, wówczas można było by je kontrolować.

To, o czym mówił pan Piotrowski, że nasze perpetum mobile może się zatrzymać, jest w każdej chwili możliwe. Sytuacja gospodarcza Polski, to jakby dwie strony tego samego medalu. Z jednej strony jest niska inflacja, a z drugiej niekontrolowany wzrost zadłużenia sektora publicznego i brak stabilizacji. W pewnym momencie politycy mogą utracić nad tym kontrolę i nagle sytuacja może przybierać rozmiar argentyński, tam to się stało w jednej chwili. Jestem jednak optymistą i mam pewność, że w Polsce może być lepiej. Wierzę w instynkt samozachowawczy Polaków. Ale nie polityków

Stanisław Stanuch: - Mimo tych wszystkich zastrzeżeń można chyba przyjąć, że wzrost gospodarczy w wysokości 3 proc. poprawi sytuację branży IT?

Andrzej J. Piotrowski: - Ten rok powinien przynieść ożywienie w branży informatycznej. Silnym impulsem wzrostu będą czynniki związane z naszym wejściem do Unii Europejskiej i dużym kontraktem na samolot wojskowy. Jeśli chodzi o kontrakt na samolot, to on sam z sobie niewiele zmieni, ale spowoduje inne, lepsze postrzeganie Polski w Stanach Zjednoczonych, co powinno się przyczynić do większego zainteresowania inwestorów.

To był pierwszy powód mokego optymizmu, a drugim jest ... niewydolna, źle i niedostatecznie zinformatyzowana administracja państwowa i publiczna. Czy ja teraz korzystając z rozwoju technologii mogę złożyć wniosek o nowe prawo jazdy przez Internet, czy mogę wysłać Internetem swoje zdjęcie do tego dokumentu, czy mogę zapłacić za nie przez bank internetowy? Odpowiedź na każde pytanie brzmi - nie mogę. Proszę zwrócić uwagę, jak dużo pojawia się aranżacji informatycznych, w których zapomina się o podstawowej zasadzie, że administracja państwowa ma pełnić rolę jest usługową w stosunku do obywatela.

Andrzej Siłuszek: - No dobrze, ale gdzie tu optymizm?

Andrzej J. Piotrowski: - Można patrzeć na wszelkie niedogodności jak na sznur, który napina się aż pęknie i w tym upatrywać szansy. Ja zakładam, że tam gdzie istnieje problem, tam jest szansa na rozwiązanie go z korzyścią dla tych, którzy to rozwiązanie dostrzegą. Rozwiązanie tych problemów może zapewnić branża IT. Ale najpierw musi się pozbyć przekonania, że jest skazana na sukces i nie musi o niego specjalnie zabiegać. Ten sektor powinien energicznie wziąć się do roboty, zacząć bardzo intensywnie myśleć i szukać nowych rynków.

Stanisław Stanuch: - Chce pan przez to powiedzieć, że branża informatyczna uśpiona łatwymi sukcesami w poprzednich latach nie potrafi znaleźć się w sytuacji kryzysowej?

Andrzej J. Piotrowski: - Ja patrzę na to, jako problem mentalny organizacji i zarządzania firmą. Mamy w Polsce wystarczająco dużo takich nieporadnych słoni, które nie potrafią tańczyć sytuacji, kiedy grają walczyka. Budzenie się gospodarki z kryzysu, to jest właśnie taki walczyk i te słonie nie wiedzą, co mają zrobić. Z drugiej strony ciągle nie mamy opracowanej koncepcji funkcjonowania państwa. Mimo to sądzę, że administracja może być takim kołem napędowym wzrostu rynku IT.

Ireneusz Dąbrowski: - Jestem autorem powiedzenia, że największym problemem branży IT w Polsce są plecaki w samolotach do Singapuru. Ten rynek jest biznesowo i strukturalnie niedojrzały. Operuje najprostszymi pojęciami - sprzedać i zapomnieć, a jedyną wartość widzi w przesuwaniu pudełek. To, co się stało w latach 2001 i 2002 unaoczniło nam, jak słabą mamy branżę IT w Polsce.

Andrzej J. Piotrowski: - To, co teraz powiem, jest kontrowersyjne, ale uważam, że nasz sektor IT ciągle jeszcze tkwi korzeniami w komunizmie, gdzie kontrakty załatwia się przez znajomości i korupcję. A korupcja – pomijając już oczywiste względy moralne i prawne - zabija rynek. Co chwila coś się nie udaje, bo przekupiony przetarg zbudowany jest na chorych zasadach. Proszę popatrzeć - w tej chwili firmy doradzające w przetargach są jednocześnie firmami wdrożeniowymi. Jak można mieć do nich zaufanie, jak można oceniać rzetelność ich opracowań? Ten rynek będzie się musiał zmienić.

Ireneusz Dąbrowski: - Branża IT po raz pierwszy w swojej 15 letniej historii spotkała się z problemem barkiem ssania, braku popytu. Gdy więc dynamika wzrostu w zeszłym roku była bliska zeru, to generalną odpowiedzią branży było głównie narzekanie. Może narażę się wielu swoim kolegom, ale w moim przekonaniu branża jako całość nie ma pomysłu na funkcjonowanie w takim kraju jak Polska. Mam tu na myśli poszczególne sektory, bo tak naprawdę unormowany został tylko jeden sektor – dystrybucyjny. Tam karty zostały rozdane i dystrybucja się uporządkowała. Dlatego tak się stało, że w dystrybucji wcześniej wystąpiły te wszystkie problemy, z którymi pozostałe sektory branży zetknęły się dopiero w latach 2001-2002. Bardzo silna konkurencja sprowadziła marżę do bardzo niskiego poziomu i trzeba nauczyć się z tym żyć, przekształcać się i szukać nowych dróg rozwoju.

Ale dystrybucja to jest tylko po to, żeby VAT płacić na granicy, solą branży powinny być inne sektory, przede wszystkim resellerzy i integratorzy. A popatrzmy na integrację systemową w Polsce, przecież tam nie ma żadnych znaczących graczy. Nawet wielcy światowi producenci są w naszym kraju bardzo słabo reprezentowani. W Danii w serwisach IBM w pracuje setki osób, a u nas chyba nawet stu nie ma. Jako przedstawiciel Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji uważam, że jeżeli nie podejmie się szybko zasadniczych prac nad ustawą o zamówieniach publicznych, to powszechna teraz patologia będzie się jeszcze umacniała.

Andrzej Siłuszek: - Jak się patrzy na wykres przychodów w branży IT, to widać wyraźny wzrost w połowie lat 90. i w latach 1999-2000. Czy nie jest tak, że najpierw koniunkturę w branży IT napędzał powszechny pęd do komputeryzacji, potem syndrom roku 2000, a teraz oba te źródełka wyschły?

Ireneusz Dąbrowski: - Podzielam pogląd, że ta branża przed rokiem 2001 nie spotkała się z problemami stagnacji rynkowej i teraz nie wie jeszcze, jak znaleźć się w nowej sytuacji. Ale nie zgadzam się z tezą, że to komputeryzujący się Kowalski i syndrom Y2K napędzały koniunkturę. Moim zdaniem segment odbiorców indywidualnych jest dość stabilny i z roku na rok rośnie w równym tempie. Poza tym rok 2000 przyniósł branży większe przychody niż rok 1999. Uważam, że o wielkości sprzedaży w konkretnych latach decyduje optymizm w podejmowaniu decyzji inwestycyjnych. To jest silniejszy czynnik niż chłodna, obiektywna ocena sytuacji ekonomicznej. Poza tym ważną rolę odgrywają zamówienia publiczne. Np. końcówka roku 2000 była dla mojej firmy znakomita, bo wówczas były realizowane trzy ogromne zamówienia ministerstwa: dowody, paszporty i prawa jazdy.

Stanisław Stanuch: - Bardzo pesymistycznie to wszystko brzmi, ale przecież chyba istnieje racjonalne rozwiązanie tych problemów?

Andrzej Sadowski: - Jak się zbierze te wszystkie luźne watki do wspólnego mianownika, to nasuwa się niewesoły wniosek, że mamy do czynienia z nieefektywnym systemem polityczno-gospodarczym. Centralistyczna struktura państwa i niedookreślona rola prezydenta, parlamentu i rządu rodzi szarą strefę władzy. Miarą tej nieefektywności jest wysoki i rosnący poziom bezrobocia, co oznacza, ze system nie jest w stanie zapewnić ludziom pracy. Badania prowadzone pod koniec ubiegłego roku pokazały, że co drugi obywatel naszego kraju czuje się zagrożony, jeżeli chodzi o własną przyszłość.

Nie ma optymizmu, bo nikt nie wierzy przywództwu politycznemu kraju, które nie jest w stanie stworzyć własnej wiarygodnej wizji państwa i stara się go uwiarygodnić Unią Europejską. Przez wiele lat retoryka była taka, że zostaniemy zasypani gotówką spadającą z nieba, wręcz trzeba będzie uważać, żeby nie dostać workiem z pieniędzmi w głowę. Później już była mowa tylko o tym, że Polska nie będzie płatnikiem netto. Cała późniejsza propaganda polityczna opierała się na tym, że bez Unii sobie nie poradzimy. Polska klasa polityczna przestała wierzyć, ze kraj może się rozwijać, że mamy własne zasoby.

Andrzej Siłuszek: - Przede wszystkim kopalnie, huty, stocznie i 2 miliony gospodarstw rolnych...

Andrzej Sadowski: - Naszą siłą jest młode dynamiczne pokolenie, rządne walki o swoją przyszłość. Jeżeli w Niemczech przychodzi do pracy młody 22 letni człowiek, to na początku pyta się, jaki będzie miał plan emerytalny za 40 lat. To już jest choroba mentalna, tamto społeczeństwo przestało walczyć.

Andrzej Siłuszek: - To jest niewątpliwie optymistyczne, ale na dłuższą metę, a prognozy na dziś, na jutro, na ten rok?

Andrzej Sadowski: - W zeszłym roku stało się coś, czego jakoś nikt specjalnie nie zauważył - po raz pierwszy nasza władza zachowała się racjonalnie, a stało się to w momencie, kiedy doszła do ściany. Przez wiele lat stale podwyższano akcyzę na alkohol i oczywiście wpływy do budżetu państwa z każdą podwyżką malały. Przemyt alkoholu do Polski stał się bardziej opłacany niż przemyt narkotyków. I nagle władza się cofnęła, obniżono akcyzę na alkohol, budżet zaczął się zapełnić, fabryki zaczęły prosperować i rynek się znowu uelastycznił. To pokazuje, że czasem władza potrafi zachować się racjonalnie, jeśli tylko nabije sobie guza o ścianę ...

Stanisław Stanuch: - A gdzie jest ta ściana dla branży IT?

Ireneusz Dabrowski: - Mam takie wrażenie, że decydenci nie postrzegają branży IT jako czynnika usprawniającego państwo i dynamizującego gospodarkę. Wydaje się, że jeszcze będziemy musieli trochę poczekać na podjęcie decyzji, których branża tak bardzo potrzebuje. Nie wiem, czy jestem teraz optymistą, czy pesymistą, ale wśród decydentów nie widzę jakoś większego zainteresowania branżą informatyczną. Może dlatego, że nie przysparza ona władzy takich problemów, jak kopalnie i huty? To jednocześnie szczęście i nieszczęście, bo będziemy podlegać takim samym regulacjom prawnym, jak cała gospodarka. Natomiast to, co absolutnie nie zależy od władzy, to kwestia profesjonalizacji naszego środowiska, żeby coraz więcej mądrych osób do tego środowiska napływało, a nie odpływało, jak ostatnio.

Andrzej J. Piotrowski: - Podejrzewam, że teraz w branży informatycznej gwałtownie rozpocznie się weryfikacja myślenia o niektórych mechanizmach, które do tej pory rządziły rynkiem i były uważane za świętość. Być może zweryfikowana zostanie teza o niepodważalnej roli Microsoftu i zaczniemy mówić np. o Linuksie. To jest szansa dla tych, którzy do tego sprzętu będą chcieli włożyć wartość dodaną. Czy to się przełoży pod koniec roku na sposób myślenia administracji państwowej – być może tak.

Andrzej Siłuszek: - A czy tą przysłowiową ścianą nie będzie niemożność osiągnięcia wystarczającego tempa wzrostu gospodarczego, np. tych wymarzonych 7 proc. rocznie?

Andrzej Sadowski: - To nie wzrost gospodarczy tworzy miejsca pracy. Musi dojść do głębokich zmian strukturalnych, tak głębokich jak w latach 1988 i 1989, bez tego nie ma szans na zmiany. Wejście do Unii Europejskiej nie będzie przełomem, bo w tej Unii będzie można na funkcjonować albo jak Grecja, albo jak Irlandia.

Ireneusz Dąbrowski: - Ja strasznie nie lubię przykładu Irlandii, bo wzrost gospodarczy tego kraju w dużej mierze pochodził właśnie z branży IT i z ogromnych inwestycji, które firmy amerykańskie tam poczyniły. Nie mamy najmniejszych szans na to, żeby do nas przyszli tacy inwestorzy, jak do Irlandii 10 lat temu i włożyli tak duże pieniądze. W Polsce ten przykład się nie powtórzy, niezależnie od offsetów za samolot. Szczerze mówiąc ja w ogóle w ten offset jakoś mało wierzę.

Natomiast życzyłbym sobie, żebyśmy uniknęli, tego, co się stało w latach 90. w Grecji. Bądźmy tylko tacy, jak Portugalia, to znaczy posiądźmy taką umiejętność absorpcji, tego, co daje Unia, jaka jest w Portugalii Irlandia jest całkowicie poza naszym zasięgiem i moim zdaniem cud irlandzki nigdzie w Europie już się nie powtórzy ze względu na zupełnie inne uwarunkowania niż te, jakie było 10 lat temu.

Andrzej Sadowski: - Ani przykład Irlandii, ani Grecji czy Portugalii nie może być dla nas wzorcem dlatego, że tamte kraje od średniej unijnej dzieliła relatywnie niewielka różnica, a nas dzieli przepaść. Gdybyśmy mieli nawet wzrost PKB wynoszący 7 proc. rocznie, to dwa pokolenia Polaków będą musiały czekać na dojście do dzisiejszego poziomu średniej unijnej. To, na czym będziemy się musieli koncentrować w pierwszych latach, to znalezienie drogi gwałtownej przemiany, która musi polegać oczywiście na skorzystaniu z doświadczeń innych, ale na znalezieniu innego mechanizmu.

Andrzej Siłuszek: - Panowie, dajcie jakąś receptę, jakąś nadzieję, proszę ...

Andrzej Sadowski: - Tą receptą jest odwołanie się do własnej niedawnej historii, kiedy rozwijaliśmy się w tempie 7 proc. rocznie, nie licząc pokaźnej szarej strefy. Niestety te procesy, które zachodziły w następnych latach, polegały na przechwytywaniu kolejnych obszarów wolności gospodarczej i wprowadzaniu coraz to nowych koncesji. To jest przykład psucia państwa. Zagraniczni inwestorzy pytani o to, kiedy pojawią się w Polsce, niezmiennie odpowiadają, że wtedy, kiedy będziemy mieli sukces gospodarczy, kiedy nasi obywatele zaczną inwestować we własnym kraju. Kiedy nasi obywatele zaczęli zamykać przedsiębiorstwa i likwidować miejsca pracy, to zaczęli się również wycofywać inwestorzy zagraniczni. Bo sama Unia niczego za nas nie zmieni.

 

Reddit icon
Technorati icon
Yahoo! icon
e-mail icon
Twitter icon
Facebook icon
StumbleUpon icon
Del.icio.us icon
Digg icon
LinkedIn icon
MySpace icon
Newsvine icon
Pinterest icon
poniedziałek, 2020-06-01

KOSZTY WYCHOWANIA DZIECI 2020

Materiał z konferencji KOSZTY WYCHOWANIA DZIECI 2020

do pobrania na miejscu lub z tiny.pl/79q15

film: https://youtu.be/GoZre5PAANU ...

czwartek, 2019-06-06

8 CZERWCA DZIEŃ WOLNOŚCI PODATKOWEJ 2019

8 CZERWCA DZIEŃ WOLNOŚCI PODATKOWEJ 2019

INFORMACJA PRASOWA CENTRUM IM. ADAMA SMITHA, Warszawa, 6 czerwca 201 9

 

Centrum im. Adama Smitha oblicza Dzień wolności podatkowej w Polsce od 1994 roku. 

W 2019 roku ...

piątek, 2018-10-26

Informacja prasowa o stanie inicjatywy Centrum im. Adama Smitha w sprawie projektu ustawy dotyczącej podejmowania uchwał przez zgromadzenia wspólników przez Internet

W środę 10 października 2018 r. odbyło się spotkanie grupy roboczej złożonej z ekspertów Centrum im. Adama Smitha oraz przedstawicieli Kancelarii Prezydenta RP w sprawie projektu ustawy dotyczącego podejmowania uchwał przez zgromadzenia wspólników przez Internet.

Dyrektor Narodowej Rady Rozwoju, Samorządu i Inicjatyw Obywatelskich, Pan Paweł Janik wyraził podziękowanie...

niedziela, 2018-08-12

Mariusz Łuszczewski ekspertem ds. relacji indyjskich

Mariusz Łuszczewski decyzją zarządu Centrum jest nowym ekspertem ds. relacji indyjskich. Oficjalne wręczenie tytułu eksperta miało miejsce 8 sierpnia 2018 roku.

poniedziałek, 2020-06-01

KOSZTY WYCHOWANIA DZIECI 2020

Materiał z konferencji KOSZTY WYCHOWANIA DZIECI 2020

do pobrania na miejscu lub z tiny.pl/79q15

film: https://youtu.be/GoZre5PAANU ...

czwartek, 2019-06-06

8 CZERWCA DZIEŃ WOLNOŚCI PODATKOWEJ 2019

8 CZERWCA DZIEŃ WOLNOŚCI PODATKOWEJ 2019

INFORMACJA PRASOWA CENTRUM IM. ADAMA SMITHA, Warszawa, 6 czerwca 201 9

 

Centrum im. Adama Smitha oblicza Dzień wolności podatkowej w Polsce od 1994 roku. 

W 2019 roku ...