"Z jedynego systemu nie wydobędziemy się długo: ze słonecznego."
CAŁA PARA W GWIZDEK
Krzysztof Dzierżawski,
CAŁA PARA W GWIZDEK
Opinia publiczna stanęła przed trudnym zadaniem: przychodzi jej konsultować programy mające na celu naprawę systemu gospodarczego kraju. Ten najwyraźniej jest bowiem zepsuty i skutecznej naprawy niewątpliwie wymaga. Programy są na razie dwa – program naprawy finansów publicznych prezentowany przez ministra finansów i program naprawy gospodarki w ogóle, który przedstawia minister gospodarki i pracy. Oba wywołały wielkie poruszenie w świecie mediów, wśród ekonomistów i wśród polityków oczywiście. Ponieważ sprawy gospodarcze idą źle, oczekuje się, że rząd znajdzie jakieś rozwiązanie dające szansę na poprawę sytuacji. Z jednej strony „oczekuje się”, lecz z drugiej rząd sam jest świadom konieczności naprawy szwankującego mechanizmu. Pojawiły się więc dwa programy i natychmiast stały się przedmiotem ożywionych dyskusji, analiz, mniej lub bardziej krytycznych ocen. Jedni są za, drudzy przeciw; są tacy, którym przypadł do gustu program jednego ministerstwa, i inni, znajdujący upodobanie w tym drugim.
Jedno nie ulega wątpliwości: programy rządowe uznaje się za ważkie i z tego powodu od jakiegoś czasu wypełniają one szpalty gazet, fale radiowe, bezcenny czas telewizyjny. Tymczasem, moim zdaniem, ministerialne projekty nie zasługują na tak wielkie zainteresowanie. Ich treść nie usprawiedliwia uwagi, jaką się im poświęca. Proponowane rozwiązania dotyczą spraw o znaczeniu drugorzędnym, niekiedy wręcz błahych. Nawet, gdyby je wszystkie wdrożono w życie (co jest skądinąd mało prawdopodobne) stan rzeczy, z tego tylko powodu, raczej nie uległby zmianie. Cóż może przynieść obniżenie podatku dochodowego od firm do 19 procent? Wszak obniżono go już z 40 do 27. Im bardziej zaś obniżano, tym bardziej utrwalała się stagnacja. A dzieje się tak dlatego, że waga fiskalna podatku CIT jest nieduża. 14 miliardów, jakie się z niego zbiera, to mniej niż równowartość 1 procenta obrotów firm. Emeryci i renciści płacą więcej od swoich skromnych emerytur i rent!
Mamy tu do czynienia z szerszym zjawiskiem, polegającym na powszechnej i chronicznej niezdolności do ważenia spraw i późniejszego ich traktowania stosownie do tej wagi. Dotyczy to oczywiście obu aktualnych programów rządowych, ale także wcześniejszego programu „Przede wszystkim przedsiębiorczość”, który przed rokiem wywoływał tak wielkie emocje – był przedmiotem narodowej debaty po to, żeby po dwóch miesiącach wszyscy o nim zapomnieli. Stosunek opinii publicznej do tego rodzaju przedsięwzięć cechuje bowiem słomiany zapał. To, co wczoraj rozpalało wyobraźnię, jutro przestaje kogokolwiek interesować. Przed dwoma laty pierwsze strony gazet wypełniał zażarty spór o liberalizację Kodeksu Pracy. Związki zawodowe i organizacje pracodawców nie mogły dojść do zgody. Interweniował rząd, osiągnięto kompromis, Kodeks zliberalizowano. Zliberalizowano, ale spodziewane dobrodziejstwa wcale się nie ujawniły. Tyle, że nikogo już to nie obchodziło.
Perspektywę udziału w odbudowie Iraku przedstawia się jako wielką szansę dla Polski. Owszem, w odbudowie Iraku mogą uczestniczyć polskie przedsiębiorstwa – kilka, może kilkanaście. Znajdzie tam zatrudnienie kilkaset, może kilka tysięcy osób. Chcę wierzyć, że wszystkie te firmy na irackiej odbudowie zarobią. Być może jednak ta lub owa do interesu będzie musiała dołożyć, to się przecież zdarza. Ale co do tego wszystkiego ma „Polska”? Czy z tego powodu Rada Ministrów czterdziestomilionowego kraju musi powoływać specjalne komitety, a ministrowie porzucać swoje rutynowe obowiązki? Znaj proporcją, mocium panie.
Jeśli wszyscy tak wiele uwagi poświęcamy rzeczom nie mającym istotniejszego znaczenia, to ofiarą padają te, które są naprawdę ważne. Zajmując się z taką pasją kwestiami błahymi, siłą rzeczy zaniedbujemy kwestie zasadnicze. Musimy tak robić, ponieważ nie umiemy zidentyfikować istoty rzeczy. W takiej sytuacji z tym większym entuzjazmem poświęcamy się sprawom nieistotnym. Trzeba przerwać to błędne koło. Potrzebna jest chwila refleksji, która pozwoli dostrzec to, co pierwszorzędne. Wtedy nareszcie, ale dopiero wtedy, przestaniemy trwonić zasoby na rozwiązywanie problemów czwartorzędnych, których rozwiązanie niczego nie rozwiązuje.